Marianna i Stanisław Filipowiczowie prowadzili gospodarstwo ogrodnicze w Gołąbkach w latach 1969 – 1975.

Ich syn Antoni Filipowicz, który jest architektem ale też pisarzem i malarzem, opisał ten okres w formie opowiadania.

Choć Gołąbki leżą poza granicami naszej gminy, robimy to, gdyż rodzina Filipowiczów jest związana również z historią Ołtarzewa i Ożarowa, a Marianna, Stanisław i ich syn Zenon spoczywają na ołtarzewskim cmentarzu.

W raju

Kolejne „interesy”  ojca Stanisława prowadzą go za Wisłę, do Błonia koło Ożarowa Mazowieckiego. Jest zafascynowany tą Krainą. Tyle tam wspaniałych gospodarstw ogrodniczych, kwiaciarskich. Wszystko prywatne i gołym okiem widać – choć Stach nie ma o tym zielonego pojęcia – że prowadzone wzorowo. To Zachód – inny świat, nie te nasze kurpiowskie „piaski i laski”.

Rozmowy na ten temat są trudne szczególnie z Jego… kolegami….

        „Stachu, zwariowałeś na stare lata „ziemia”? Badylarstwo? Ty…, stary rzemiecha – chcesz zostać rolnikiem?”

       …ale on po raz kolejny wie, co robi…

                    …Ani ja stary, ani rzemiecha, tak naprawdę to raczej nienajgorszy organizator – pomyśli Stach. – Na złość kolegom, na złość „władzy” zostanę badylarzem…

 Zbliżające się lata siedemdziesiąte – szczególnie z uwagi na głodny rynek wschodni – pokażą niebawem, że ta część gospodarki rozwinie się stosunkowo najlepiej.

Poszukiwania odpowiedniego gospodarstwa trwają kilka miesięcy. W końcu jest! Piękne, świetnie położone, za rozsądną cenę gospodarstwo państwa Wojciechowskich w Gołąbkach pod Warszawą (teraz jej dzielnica), urządzone jeszcze przed wojną, ale w doskonałym stanie (lokalizację pokazują mapki załączone na końcu tekstu).

Centralną częścią gospodarstwa jest dom – zwany w aktach notarialnych, ale także na co dzień willą „Emilia”.

Dom jest parterowy, zbudowany na planie litery „T”, z tarasem od strony południowej. Wykończony został starannie, z wyszukaną elegancją. Schody na poddasze, podobnie jak podłogi, są dębowe, z wstawkami z mahoniu, lustra w holu głównym – kryształowe, a parapety z marmuru.

Brama główna obłożona piaskowcem i pięknie przesklepiona jest umiejscowiona na wprost alei topolowej, będącej drogą dojazdową do gospodarstwa. Pod dom prowadzi podjazd wysadzany orzechami włoskimi sięgającymi nieba, zakończony rozległym gazonem.

W południowej części działki, która ma powierzchnię ponad dwóch hektarów, rośnie sad morelowy. W jego centralnej części stoi przepiękna altana. Za domem znajdują się szklarnie, mnożarki, pole okien inspektowych i nowalijek oraz zabudowania gospodarcze.

Stach dokupuje kilka hektarów pod warzywa, …wydzierżawia następne hektary w Morach – od Urzędu Dzielnicowego Warszawa-Wola!!!. Zatrudnia wspaniałego ogrodnika z Gdańska, a radą i pomocą służą kuzyni mamy Marianny – Paweł i Dominik Domańscy, obaj starannie wykształceni właśnie w tej branży, prowadzący własne gospodarstwa ogrodnicze na Wybrzeżu.

……i tak interes kwitnie i się rozkwita,  aż po lata siedemdziesiąte.

…..Jeżeli po latach ktoś mówi mi o raju, to Antek wie, że mówi o Gołąbkach.

Gospodarstwo pod bacznym okiem Stacha rozwija się wspaniale…

Znowu, po wielu latach Rodzina jest razem: Stach, Marianna, Zenon oraz Antek z żoną Hanią i pierwszą córką – Sylwią. Rodzina jest zgodna, każdy znalazł w niej swoje miejsce.

Stach – „dowódca”, wszystko nadzoruje, zajmuje się sprzedażą produktów rolnych, nowymi inwestycjami, naborem ludzi.

Marianna – „anioł stróż”, nadzoruje pracę ludzi w szklarniach, na polu.

Zenon – „pierwszy specjalista”, przygotowuje się do studiowania ogrodnictwa i kwiaciarstwa. Decyzja rodziny jest jednomyślna – to on w przyszłości będzie wspólnie z rodzicami prowadził gospodarstwo.

Antek – „pierwszy obibok”, no może nie do końca – przecież studiuje, wkrótce zostanie inżynierem. W czasie wakacji pomaga w gospodarstwie, szczególnie w transporcie warzyw na Wybrzeże – tam latem jest najlepszy zbyt. Jeżdżą ze Stachem dwoma samochodami cztery razy w tygodniu. „Ciężki kawałek chleba” – nieraz pomyśli Antek. Ma w rodzinie opinię lekkoducha, wesołka, bawidamka.

Hania – „pani domu”, na jej głowie jest sprzątanie, pranie, gotowanie – czasami dla kilkunastu ludzi. Tak jest codziennie – w przysłowiowy „świątek i piątek”.

Sylwia – „pierwsza różyczka” w rodzinie, ….złote dziecko – wszędzie jej pełno, ale najczęściej w szklarniach, gdzie Zenon hoduje róże. Czasem zerwie kwiatek, czasem ukłuje się kolcem w maleńki paluszek …

Niedługo rodzina powiększy się o nowe dziecko Antka i Hani – Marcina. Po latach zostanie prawdziwym „mistrzem kierownicy”, pierwszym Polakiem ścigającym się na torach angielskich, między innymi na słynnym Silverstone.

Sylwia, Marcin i Hania w Gołabkach w 1973 roku. Zdjęcie w zbiorach autora.

 Gołąbkach jest z nimi również babcia Stasia. Pomimo osiemdziesiątki na karku jest, podobnie jak maleńka Sylwia, pełna energii, ciekawa życia, wszędzie jej pełno. Lekko pochylona, śmiesznie drobi kroczki.

Podeszły wiek nie przeszkadza jej w tym, żeby co roku odwiedzić wszystkie swoje dzieci (dziewięcioro), a są rozrzucone po całej Polsce. Roman i Józef – mieszkają w Ostrołęce, Maria – w Otwocku, Józefa – w Sochaczewie, Jan – koło Przasnysza, Kazimierz i Wacław – w Mrągowie, Ireneusz w Sierpcu.

       …„Marysiu, na mnie już pora, muszę zobaczyć, jak tam mój drobiazg” – mówi każdej wiosny babcia Stasia, bierze do ręki laseczkę, do kieszeni parę złotych i rusza w drogę…

U jednej córki posiedzi tydzień, u syna… kilka minut, bo znowu narozrabiał – szkoda czasu dla takiego huncwota. Każdemu doradzi, powie dobre słowo, a niejeden dostanie przez plecy laseczką. To wszystko „stare konie”: mają własne dzieci, wnuki, ale laseczki babci Stasi  boją się wszyscy…

Gwiaździsta noc. Rodzina Stacha z zapartym tchem ogląda pierwszą transmisję z lądowania człowieka na Księżycu (dop. 20 lipca 1969 r.). Wśród zebranych siedzi babcia Stasia. Jest jakaś niespokojna, wierci się, wychodzi do kuchni, do drugiego pokoju, patrzy w okna. W końcu nie wytrzymuje, bierze za rękę Antka i wychodzą przed dom. Piękna noc, roziskrzona gwiazdami. Bohater nocy – Księżyc – wisi nad domem.

– Toluś (tak babcia nazywa Antka), no i gdzie ten Amerykaniec? Gdyby tam stał, to byłoby go widać. To wszystko wielka lipa – stwierdza babcia, nie dopuszczając sprzeciwu.

– Wszyscy bawimy się cudownie – nieco dokuczając Babci…

   Przychodzi moment w życiu Gołąbek kiedy Parafianie  decydują się, aby zbudować nowy kościół.
Ten stary – drewniany – funkcjonujący w poniemieckim baraku – jest w coraz gorszym stanie.

Zenon Filipowicz  (po prawej) trzyma kamień węgielny

Zdjęcie z kroniki parafialnej. Drewniany kościółek z dwóch poniemieckich baraków „obudowywany” nowym kościołem.

Bardzo szybko zbieramy potrzebne środki…, budowa rusza „z kopyta”…., kamień węgielny  podczas jego poświęcenia trzyma mój kochany brat Zenuś…. wszyscy jesteśmy zachwyceni…, w przysłowiowym „siódmym niebie”….BOGU DZIĘKI…..

Zdjęcie z kroniki parafialnej. Naprzeciwko Prymasa niższa kobieta to Marianna Filipowicz.

 

Kościół św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Gołąbkach. Zdjęcie ze strony parafii.

Moi śp. Rodzice Stach i Marianna prowadzą dom otwarty. Ciągle w nim pełno  gości. Rodzina, Sąsiedzi – i bliżsi i dalsi…., jest również pośród nich mój przyjaciel – Janusz, rzeczoznawca budowlany w pobliskich zakładach mechanicznych URSUS…

       Jest sobotnie popołudnie, po raz  kolejny przyjeżdża z Warszawy Janusz, jest dziwnie  niespokojny, rozgląda się na prawo i lewo, mruczy pod nosem, w końcu mówi coś, co zwala nas z nóg…

       Kochani…, mam straszną wiadomość…., URSUS chce…., zabrać wasze gospodarstwo, aby postawić kolejną halę…

       Jesteśmy zszokowani…, jak …?, co…? jak tak można …!!!

       Okazuje się, że można…, komuna mogła wszystko….,

JEST JEJ SZYBKA – DZIADOWSKA WYCENA – JEST KRÓTKI TERMIN NA WYPROWADZKĘ,,,,

       Wszyscy jesteśmy załamani…, płaczemy…, zadajemy głupie pytania…, wszyscy, za wyjątkiem Ojca Stacha….,

       Mówi rzeczowo – spokojnie…., Kochani – mamy odłożone niemało grosza, wyrwiemy złodziejom ile się da…, i trzeba zaczynać wszystko od nowa…, ot życie….!!!

tak trafiliśmy do Ołtarzewa…., do małej drewnianej komórki…,

 

Ołtarzew po kilku latach

a po 3 latach Ołtarzew „zakwitł”!!!… rozrósł się pięknie…!!!

                               WIADOMO – CUDOTWÓRCA STACH MÓGŁ WSZYSTKO!!!

Antoni Filipowicz

        Stanisław Filipowicz 1917-1996, 79 lat         Marianna Filipowicz 1921-2012, 91 lat

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powiązane zdjęcia:

Ten post ma 2 komentarzy

  1. ANTONI

    KOCHANI MOI – Z CAŁEGO SERCA DZIEKUJĘ….ANTONI

Dodaj komentarz